Żywiołowy, kiczowaty, emanujący pozytywną energią. A piosenka „Love Thy Neighbor”, która ośmiesza dwulicowość i hipokryzję wszelkiej maści bigotów - bezcenna. Proste, ważne i cały czas aktualne przesłanie o akceptacji różnorodności.
Ważne i mądre przesłanie - owszem. Ale ten film tak mocno uderza łopatą i odhacza wszelkie możliwe stereotypy, jeszcze przy tym nadmiarze kiczu, że nie potrafię zrozumieć tych pozytywnych opinii.
Znam tę konwencję, uwielbiam musicale (np Moulin Rouge jest kwintesencją kiczu, a bardzo cenię), ale w Balu kicz odebrałem niestety jak polskie disco polo, czyli sztukę w najbardziej tandetnym wydaniu. Ale nawet nie rozchodzi się tyle o ten kicz, tylko o tę niedorzeczną fabułę, która wbija widzowi młotem pneumatycznym co ma myśleć. Zamiast cennych refleksji otrzymaliśmy jakąś taką tanią laurkę.
Masz rację, ale może o niektórych kwestiach trzeba czasami mówić prosto, bezpośrednio. Może to trafi do niektórych.
W zdrowym społeczeństwie nie trzeba niczego wymagać. Akceptacja dla różnorodności jest standardem, normą.
Homoseksualizm nie jest dewiacją. O jakim epatowaniu tu mówimy. Dwie dziewczyny chciały przyjść na bal jako para. To jest to epatowanie?!
No i o czym my mamy rozmawiać, jak negujesz naukę a swoje poglądy wygłaszasz na podstawie przekonań kółka różańcowego
Ale co neguje? Istnienie homoseksualizmu? Nie neguje - istnieje. To raczej ty masz problem z rozroznieniem homoseksualizmu od czynow homoseksualnych.